Zima w Kanadzie

Postanowiłam, że troszkę napiszę o pogodzie tej pory roku. Kto nie kocha śniegu? Lepić bałwanów? Jeździć na nartach, sankach, łyżwach snowboardzie? Pewnie dużo Z Was może powiedzieć, że owszem nie lubię zimy. Flagowym sportem w Kanadzie jest oczywiście hokej. Na każdym osiedlu znajdzie się rodzina, która swój ogródek zamienia w lodowisko do gry w hokej. Poprzedni sezon hokejowy wprowadził niemałe ożywienia w mieście, a to za sprawą drużyny Oilers, która dostała się do Play off. Co za tym idzie każdy czekał z utęsknieniem na nowy sezon, który kojarzy mi się tylko z jednym - mrozem. Nie, nie Remigiuszem Mrozem ha ha. Nie jestem fanką tego sportu i czas najwyższy skupić się na tym o czym chce napisać. A co ja myślę o zimie tutaj? Cieżko mi stwierdzić, ale raczej nie lubię zimy. Dlaczego? Daje mi nieźle w kość od kilku lat. Będzie to moja piąty sezon zimowy w Kanadzie. Pierwszy był w Toronto i przeszłam go nawet gładko. W Edmonton to już całkiem inna bajka. Pierwsza zima była zimnym, a raczej lodowatym prysznicem. Nie mialam prawo jazdy, więc musiałam poruszać się komunikacja miejska. Z początku był to dla mnie koszmar. Ponad metr śniegu na poboczach, ślizgo jak cholera, śnieg padający w oczy. Autobusy miały spore opóźnienia. Pamiętam do dziś jak musiałam chodzić spory kawałek na przystanek przed 6.00 rano. Temperatura potrafiła pokazać do -35. Dwie pary spodni, 3 długie rękawy, rękawiczki, czapka i szalik czasem nie wystarczały. Najgorsze to, że miałam dwie przesiadki. Totalny koszmar. Długo zajęło mi zanim się z tym pogodzilam i wzięłam to na klatę. W końcu co mnie nie zabije to wzmocni. Od tamtej pory postanowiłam mieszkac jak najbliżej interesującej mnie części miasta, bo w końcu po co mi prawo jazdy. Taka była moja dewiza, że nie potrzebuje tego plastiku żeby sobie radzić. Kolejne zimy były już znosniejsze. Zrobiłam porządne zakupy- spodnie narciarskie, grube rękawice, grube skarpety i konkretna czapka! To nic, ze wygladalam jak balwan, ale grunt ze bylo mi cieplo.Na przystanek wychodziłam z gorącą herbata. Jest jeszcze jedna historia. Czekałam na autobus z nadzieją, że w końcu pojawi się. Byłam palaczka więc czekanie umilalam sobie puszczając dymka, choć ręka zamarzala powiedziałam sobie, że nie przeszkodzi mi to w paleniu. Spaliłam tak może z 4 papierosy i czekałam ponad godzinę. Mieszkałam 15min od domu, a nie mogłam nic zrobić. Spacer był ponad moje siły. Autobus w końcu pojawił się, a ja wsiadłam obrażona. Jak można było jechać z głównej stacji, która jest 10min od mojego przystanku, ponad godzinę. Była to niezła szkoła życia. Ale ta zima będzie inna niż wszystkie. Jest to pierwszy sezon kiedy będę za kierownicą. Jest to niemałe wyzwanie i ogromny stres, bo jestem odpowiedzialna za trzy małe istoty. Zimowe opony mam już od kilku tygodni, a pierwszy śnieg pojawił się we wtorek. Gdy zobaczyłam co dzieje się za oknami bylam załamana. Trzeba było wziąć się do roboty. Wyjść w ten śnieg i zacząć odśnieżać. Postanowiłam najpierw nagrzać auto, a później odśnieżyc. No cóż, jako że jestem blondyna, postanowiłam włączyć wycieraczki przy otwartych drzwiach więc cały śnieg miałam w samochodzie. Byłam załamana! Dodatkowa robota- pozbyć się śniegu z auta. Samo utrapienie. Kolejne wyzwanie to sama podróż. Normalnie zajmuje mi 25min, ale odkąd spadł śnieg jadę średnio 40-50min. Standardowym zimowym widokiem są samochody w rowach. Dzięki temu, że przy drogach nie ma drzew nie dochodzi do poważnych wypadków. Auta zostają porzucone i czekają aż ktoś je zabierze. Każdy taki pojazd dodaje 3 min do podróży, bo każdy zwalnia. Dziś chciałam zatankować. Temperatura -13. Wlew od paliwa nie chciał się otworzyć, a ja nie umiem jeździć z zapalonym "żydem", bo umieram ze stresu że w każdej chwili auto się zatrzyma ha ha. Walczyłam z wlewem dobre 10 min. W końcu wkurzona potraktowałam go pięścią i o dziwo podziałało. Drogi są strasznie zasniezone. Z rana na autostradach ledwo widać pasy. Zazdroszczę mojemu mężowi, który swój samochód może włączyć będąc w łóżku! To takie niesprawiedliwe, ale co zrobić. Muszę szczerze przyznać, że jest to wciąż lepsze niż czekanie na autobus.
Ale najbardziej boli mnie fakt, że mój mąż musi pracować w ten mróz. Wykonuje taką pracę, że nie ma szans na ciepłe grzane pomieszczenie. Jest to frustrujące, ponieważ ja siedzę ciepłym miejscu, a on biedny zamarza, ale taki wybrał sobie zawód.
No jak zwykle narzekam na ta Kanade ha ha. To takie ciężkie jak zima trwa pół roku przy dobrych wiatrach, a dzieci nie do końca maja radość z lepienia bałwanów bo śnieg jest sypki. Ale jest rzecz, która lubię w tej porze roku bardziej niż w innych to krajobrazy. Jest naprawdę pięknie, a szczególnie kiedy jestem w górach w Banff.
Uwielbiam drzewa okryte białym puchem. Ludzie wprowadzają niesamowity klimat w swoich domach jak i na zewnątrz. Co prawda szaleństwem jest, że świąteczne akcenty pojawiają się już w październiku, a w listopadzie rozkręcają się na całego, ale myślę że ma to swój urok. Pewnie dlatego, że sama wpadłam w tę pułapkę ha ha.

Jak sobie poradzić z mrozami sięgającymi do -35 stopni?
Ja uważam, że gruba kurtka, rękawiczki, skarpety, czapka i spodnie narciarskie robią dobrą robotę. Gorąca herbata/kawa w rękę i można ruszać.
A jak już naprawdę marzniecie to można kupić podgrzewane kurtki i takie specjalne ogrzewacze do rąk - są to woreczki, które zawierają jakiś grzejący proszek ( oryginalna nazwa "hand warmers"). Są jednorazowe i grzeją przez kilka godzin.
Dobrze też jest zaopatrzyć się w dobre buty. W Kanadzie na szczęście dostępne są aż do -70.

Podsumowując jak byłaby możliwość ewakuowania na okres zimy to chętnie skorzystałabym z tej opcji. Nawiasem znam kilka kanadyjskich małżeństw, które mają już dzieci odchowane, posiadają domy na Florydzie, Kalifornii, etc i wyjeżdżają z początkiem zimy i wracają wiosną.
Trzeba zacisnąć zęby i szukać pozytywów.


madziuchowe_life








Komentarze

  1. Ja jestem zdecydowanie zmarźluchem więc nie lada wyczynem byłoby spędzenie zimy w Kanadzie :) Co do widoków zgodzę się z Tobą - pokryte puchem drzewa i domy wyglądają magicznie, ale ja chyba wolę oglądać je z ciepłego mieszkania bez wychodzenia na zewnątrz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kanada to wciąż kraj który chciałabym zwiedzić. Wpadłam na bloga bo jestem ciekawa jak Ci się tam żyje. Czy to jedynie - jak myślę - drwale we flanelowych koszulach, zima, piękne krajobrazy i syrop klonowy? No coz. Jak widac Kanada tez potrafi dac w kosc. Ale mnie to nie przeraza. Janaprawde kocham zime. Wiem, ze z tego co mowisz to utrudnia funkcjonowanie, ale ja chciałabym zwiedzić takze Spitzberger i Skandynawie wiec musze byc gotowa na trudne warunki. Będę wpadac czesciej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny tekst :)
    Będę częstym gościem !!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

#49 RECENZJA "Nie ufaj nikomu" Kathryn Croft

#48 RECENZJA "Zerwa" (Tom V) Remigiusz Mróz

#55 RECENZJA "Chłopiec, który widział" (Tom II) Simon Toyne